Ano, dojrzałem do wymiany sprzętu. A od poprzedniej minęło dość czasu,
by była to wymiana całkowita. No i marzy mi się, by nowy komputerek
był ciiiichutki (i w miarę energooszczędny). Ot, na tyle, by żona
pozwoliła mu chodzić w miarę na okrągło. Nie musi być za to
arcyszybki. No i ma na nim bezproblemowo działać debian.
Wpierw miałem nadzieję, że da się kupić coś gotowego. Pudło,
zatrzęsienie firm składa czy sprowadza PC-ty, sporo sprowadza różne
gadżety wyciszające, ale do koncepcji by sprzedawać wyciszone pudełka
nikt jeszcze nie doszedł. Mówi się trudno, trzeba będzie skręcać
samemu. Tyle, że teraz dylemat - co? Próbować robić zwykłego peceta,
dorzucając mu specjalizowaną obudowę, jakieś pasywne chłodzenie, sanki
na dysk itp, czy może szukać jakichś bardziej udziwnionych rozwiązań
(coś mi się kiedyś obiły o uszy jakieś pudełka na powerpc, były jakieś
tajwańskie obudowy z chłodzeniem bez wiatraczków na specjalne płyty
VIA, ad extremum można nawet rozważać zakup maca mini...). Tyle, że
tutaj boję się problemów z skonfigurowaniem (no a mac przydrogi).
Ktoś może rozwiązywał ostatnio podobny problem i ma jakieś sugestie?
Cel jest prosty - linuksowy komputerek, który na okrągło działa pod
niewielkim obciążeniem serwując jakieś strony WWW, obsługując maila
itp, a daje się też używać jako stacja robocza do programowania
- i którego nie słychać, a przynajmniej niemal nie słychać...